piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 1


ROSE

Dziewczynę zbudził zdecydowanie zbyt głośny dźwięk budzika. Była 8.30, znów - zdecydowanie zbyt wcześnie. Szatynka wstała, miała spuchnięte oczy i była niewyspana. Poszła do łazienki, aby doprowadzić się do porządku... Względnego porządku. W końcu miała wrócić do Anglii, gdzie nie może wyglądać źle. Chodząc po rodzinnym domu w Polsce, mogła ubierać się w worek po ziemniakach, mieć na głowie bliżej niezidentyfikowane coś, a na twarzy... Lepiej nie mówić. Jednak w Londynie, to co innego! Zawsze trzeba wyglądać jak najlepiej się da. Wręcz nienagannie.
- Rozalia! Jest już 9, schodź szybko na śniadanie, bo nie zdążysz na ten swój samolot! - usłyszała z dołu mamę. "Będzie mi brakowało tego pilnowania. Kochana mama.", pomyślała Rose. Zgodnie z wskazówką mamy zbiegła szybko na owsiankę. [Owsianka, biczys!] Zjadła w pośpiechu i pobiegła z powrotem na górę. W pokoju nie było praktycznie nic, za wyjątkiem stosu ubrań leżącego na środku, jednak mistrzyni pakowania się pobiła kolejny rekord - spakowała około 13 kg ciuchów w około 10 minut. :D Było to i tak niewiele, reszta jej pokaźnej garderoby pozostała w Anglii. Teraz miała za zadanie pobić kolejny rekord - jakimś cudem dojechać na lotnisko oddalone o 20 minut, w skróconym o połowę czasie.
- ROZALIA, DO JASNEJ CHOLERY! JAK TY CHCESZ ZDĄŻYĆ?! - znów usłyszała mamę, jednak tym razem nie był to jej spokojny głos. Była rzeczywiście zestresowana. Rose zbiegła na dół.
- No dobrze, dobrze, zdążę, spokojnie. Przecież mam jeszcze AŻ 10 minut. Dla mojego ferrari to żaden problem. - powiedziała i puściła oko do swojej rodzicielki.
- A może ona nie chce wracać? - usłyszała niski głos swojego brata i uśmiechnięła się. - No, no, biegnij , bo Twoje 'ferrari' nie sprosta temu zadaniu. - stwierdził i poszedł  znowu spać. - Miłej podróży! - krzyknął z góry.
- Tak, dzięki, że tak czule mnie pożegnałeś! Papapapapapapapapa, mamuś.
Rose pospiesznie przytuliła mamę i wybiegła z domu. Szybko spakowała walizkę do ferrari-taksówki i odjechała. Na kolejne pół roku.

AMY

Amelia myślała, że to ona robi wszystko na ostatnią chwilę, jednak jej zjawienie się 10 minut przed odprawą, to nic w porównaniu z Rozaliąm która zawsze ma wejście smoka. Tym razem efektywnie przeskoczyła przez zamykaną barierkę i uśmiechnęła się do... Mariana G., pracownika lotniska. Tak przynajmniej widniało na jego plakietce. Dziewczyny, jak zawsze ostatnie wszędzie i we wszystkim, wsiadły do autobusu odwożącego pasażerów na samoloty.
- Co to za zamieszanie? - zapytała się Rose, wskazując na tłum rozpiszczanych nastolatek i dwóch pań po 30-tce.
- Hmm? - rozkojarzona Amy spojrzała w stronę tych dziewczyn. - Pewnie kolejny boysband przyjechał i został zaatakowany, przez 'fanki'.
Dziewczyny skrzywiły się.
- Tak bardzo nie lubię takiej muzyki. - powiedziały chórem i zaczęły się śmiać, przybijając sobie piątkę.
*Wszyscy pasażerowie lotu do Londynu, proszeni się o przygotowanie się do wyjścia z autobusu, a następnie udania się na pokład samolotu*
- Okej, wracamy do szarej rzeczywistości. - mruknęła Amy i wyszła z przyjaciółką, aby przez 3 godziny robić nieskończenie wiele ciekawych rzeczy w samolocie, takich jak robienie origami z gazetek pokładowych czy śpiewanie na cały głos ostatniej, ambitnej piosenki Justinka Biebera, uprzykrzając życie pozostałym pasażerom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz